Wrota do Xiabalby, czyli meksykańskie Cenoty

Wrota do Xiabalby, czyli meksykańskie Cenoty

Diego, zaprzyjaźniony już trochę kelner z pobliskiej restauracji, szybko zmierza w naszym kierunku. Rozkłada podręczny stolik i zaczyna przygotowywać nasze zamówienie. Po chwili cztery piękne, dojrzałe avocado, cebulka, pomidor, szczypta pieprzu, soli, oraz odrobina soku z limonki, zamieniają się w przepyszne guacamole. Przez najbliższe dwa tygodnie będzie ono najbardziej pożądanym składnikiem naszej codziennej diety. Jesteśmy w Meksyku. Zanurzamy się niespiesznie, pełni emocji i oczekiwania na potwierdzenie wysłuchanych dopiero co od Gosi wszystkich „ochów i achów” na temat naszego nurkowania.
Wrota do Xiabalby, czyli meksykańskie Cenoty Wrota do Xiabalby, czyli meksykańskie Cenoty

 

Cenot „Aktun Ha”, znany również jako „Car Wash”, wyznaczony został na nasz chrzest bojowy, na pierwszy rzut oka, trochę rozczarowuje. Ot, taka średniej wielkości – i nie ukrywajmy, również urody – niepozorna wręcz sadzawka. Zupełnie nie tak wyobrażałem sobie początek naszej meksykańskiej przygody. Nie tak powinna chyba wyglądać brama do mitycznej Xibalby, majańskiej krainy zła i śmierci. Jeff i Gosia, nasi przewodnicy, czekają już na nas w wodzie. Buble check, ponowne sprawdzenie sprzętu i zaczynamy zanurzenie. Na początku, głębokość specjalnie nie poraża, zebrałoby się tego może ze trzy metry. Czekając na założenie poręczówki, kręcimy się po podwodnej łące, pełnej rozświetlonych promieniami słońca łodyg kwiatów lotosu. Spotykamy też dwa małe żółwiki i kilka całkiem sporych ryb. Jeff daje znak, że wszystko gotowe i możemy zaczynać. Ruszamy wzdłuż poręczówki, dość ostro w dół i lekko w prawo. I wtedy zaczyna się bajka. Otaczająca nas woda ma jakiś hipnotyczny, trudny do opisania odcień zieleni. Miejsca wokół jest całkiem sporo. Po chwili, kiedy przyzwyczajamy się już do mniejszej ilości światła, zaczynamy dostrzegać wokół, coraz to nowe, fantastyczne kształty i formy. Na chwilę odwracam się w kierunku wejścia. Spoza migoczącej kurtyny słonecznego światła przebija widok meksykańskiej dżungli. Gra, jaka toczy się tam, pomiędzy zmieniającym się kolorem wody a promieniami słońca to jakaś szalona fasmantagoria. Wrażenie jest niesamowite, ale nie ma czasu na dłuższe zachwyty, bo grupa odpływa mi coraz bardziej. Przejrzystość wody jest znakomita, prawie absolutna, jedynym jej ograniczeniem są ściany załamujących się co chwilę korytarzy. Gdziekolwiek nie spojrzę, widać wszystko doskonale. Wpływamy w korytarz, do wnętrza jaskini. Ciemne, wapienne skały kontrastując tu ze światłem naszych latarek, wytwarzają półmrok, który jeszcze bardziej potęguje mistycyzm przebywania w tej niezwykłej scenerii. Robi się troszkę przytłaczająco. Gdzieś w głębokiej podświadomości odzywa się cichy dzwoneczek, wzywający do powrotu w stronę słonecznego światła.
Wrota do Xiabalby, czyli meksykańskie Cenoty Wrota do Xiabalby, czyli meksykańskie Cenoty

Rozpoczęte w XIX wieku na szeroką skalę prace archeologiczne, mające na celu ponowne odkrycie, pochłoniętych przez dżunglę miast Majów spowodowały, że magia tego niezwykłego i wciąż jeszcze tajemniczego świata, zaczęła na nowo rozpalać naszą wyobraźnię, pozwalając nam snuć marzenia o przeżyciu podróży niezwykłej, która z łatwością sięga poza granice marzeń i czasu. Chociaż historia nurkowania w Cenotach to zaledwie 30 mizernych lat, i nijak jej się równać do pozostawionych przez Majów tysiącletnich miast, to właśnie meksykańskie jaskinie aspirują dziś do miana jednego z najbardziej ekscytujących i pożądanych miejsc na nurkowej mapie świata. W pasie pomiędzy Cancun a Tulum udostępnionych jest aktualnie ponad 150 położonych w dżungli jaskiń, w których można nurkować. Zlokalizowane w ogromnej większości na prywatnych posesjach zapewniają nurkom możliwość przeżycia niezwykłych doznań, a swoim właścicielom całkiem przyzwoite utrzymanie. Zapewne wkrótce miejsc tych będzie znacznie więcej, bo cały Jukatan jest dosłownie przeorany podziemnymi, zalanymi wodą korytarzami. Problemem nie jest odkrywanie ko- lejnych studni, lecz ze względu na brak dróg dojazdowych, trudności związane z dotarciem do nich. Większość odkrytych i poznanych systemów jaskiń wykorzystywana jest do nurkowań technicznych. Zaledwie kilkanaście z nich przygotowano i udostępniono nurkom rekreacyjnym. Jednak wzrastająca z roku na rok popularność nurkowania kawernowego, a co za tym idzie i liczba chętnych, oraz siła pieniądza pobieranego przez bazy i właścicieli terenów za wstęp, wydają się być argumentem przemawiającym za tym, że relacja ta w niedługim czasie zmieniać się będzie coraz bardziej na naszą, nurków rekreacyjnych korzyść. Cenoty, a w zasadzie cały Jukatan jest absolutnie niezwykłym geologicznie tworem. Gdyby półwysep przekroić na pół, wyglądałby jak nasączona wodą gąbka. W czasach, kiedy po matce Ziemi hasały sobie dinozaury, stanowił on zapewne piękną i żywą rafę koralową. Wraz z nadejściem ostatniego zlodowacenia poziom oceanu obniżył się o ponad 100 metrów, odsłaniając całą strukturę rafy, w której najprawdopodobniej istniał już wówczas system olbrzymich podwodnych jaskiń. Cofające się morze wyssało z nich wodę, pozostawiając setki, a może i tysiące kilometrów suchych korytarzy. Padające deszcze cierpliwie i niestrudzenie rzeźbiły i dekorowały miękką, wapienną skałę, pozbawione zaś naturalnej wodnej podpory stropy jaskiń zaczynały się zapadać, tworząc mniejsze lub większe studnie. Kolejny okres ocieplenia przyniósł podniesienie poziomu morza i ponowne wpompowanie do systemu słonej wody, która nie mieszając się z lżejszą od siebie wodą słodką, wypierała ją ku górze, doprowadzając do powstawania fenomenalnego w swej istocie zjawiska halokliny. Cenoty były już gotowe. Studnia „The Pit”, choć w charakterze podobna do „Angelity”, przynosi zupełnie inne doznania i emocje. Nie ma tu takiej przygnębiającej, mrocznej trochę atmosfery, jest za to poczucie wielkiej przestrzeni, która daje niesamowitą radość z nurkowania. Jeszcze kilka lat temu nie było tu ani drogi dojazdowej, ani wygodnej zejściowej drabiny. Pomimo bardzo atrakcyjnego nurkowania, mało kto tu zaglądał, nie każdy miał bowiem ochotę na przedzieranie się przez chaszcze i dźwiganie w czterdziestostopniowym upale całego sprzętu. Wraz z poprowadzeniem drogi sytuacja zmieniła się radykalnie. Skok do wody z dziesięciometrowej niemalże wysokości nie jest już teraz koniecznością, lecz czystą przyjemnością. Ze względu na głębokość samej studni nurkowanie w „Pit” pozostaje wciąż jednym z najbardziej wymagających nurkowań kawernowych. Zanurzamy się w głąb studni, odnosząc wrażenie, iż znaleźliśmy się przez przypadek w jakiejś średniowiecznej, gotyckiej katedrze. Jej wielkość robi piorunujące wrażenie. Tutaj faktycznie doświadczyć można wrażenia nieważkości, swobodnego szybowania pomiędzy zwisającymi z sufitu draperiami stalaktytów. Pod nami, w dole, coraz wyraźniej zaczyna się wyłaniać wyrastająca z przysłowiowego morza mgieł zaczarowana wyspa. Widok jest niezwykły. Coraz wyraźniej widać sterczące w różnych kierunkach kikuty drzew, które, wraz z zawalonym stropem jaskini wpadły do jej wnętrza, tworząc niesamowite rumowisko. Spowite w srebrzyste, czy może błękitne obłoki siarkowodoru, wyglądają niczym krajobraz położonej gdzieś na krańcach galaktyki niezwykłej planety. Dziwne trochę uczucie, towarzyszące zagłębianiu się w chmurze, potęguje dodatkowo wyczuwalny smrodek siarkowodoru, który utwierdza nas w przekonaniu, że zmierzamy prostą drogą do piekła. Głębiej, pod srebrzystą pierzynką, miejsca jest już zdecydowanie mniej. Światło, choć dociera i tutaj, jest już mocno rozproszone. Pod nami jeszcze dobre kilkadziesiąt metrów dzieli nas od dna jaskini. Za chwilę czeka nas droga powrotna, do olbrzymiej, ozdobionej niezwykłymi dekoracjami kawerny. Otwiera ona przepiękny widok na wyjście ze studni. Wrażenie jest imponujące. Schodząca od góry kurtyna światła rozpala zwisające ze sklepienia draperie, rozmywając je w milionach uciekających wciąż ku górze pęcherzyków wydychanego przez nurków powietrza. Pośród nich jesteśmy i my, stając się, choć przez krótką chwilę częścią tego niezwykłego miejsca. Hotel, a w zasadzie hotelik, w którym mieszkamy jest cudownym uzupełnieniem naszych pięknych meksykańskich przeżyć. Mieszkamy w prostych, aczkolwiek uroczych domkach położonych bezpośrednio na plaży. Wschody słońca szybko stają się naszą poranną codziennością. Nawet śniadania serwowane z godną podziwu konsekwencją i determinacją – złożone niezmiennie z kawy, dżemu i tostów – nie są w stanie zburzyć naszego błogostanu. Wieczorami, kiedy bryza łagodzi rosnącą z każ- dym dniem temperaturę i skutecznie przepłasza komary, siedzimy na hamakach, zajadamy guacamole i degustujemy Mohito na zmianę z Margaritą. Tajma Ha, to swoista kumulacja tego, co Cenoty mają najlepszego do zaoferowania. Nazwa, nawet taka trochę zmieniona, wciąż zobowiązuje. Znaleźć tu można wszystko: haloklinę, naturalne światło, nietoperze i rośliny. Śpieszymy się dość mocno, aby nie przegapić właściwego momentu wejścia do wody. Aby nurkowanie tutaj stało się przeżyciem naprawdę niezapomnianym, należy wyczekać na moment, kiedy słońce wyjdzie już wysoko nad horyzont i przez szczeliny w stropie przebije się do wnętrza jaskini. Wówczas zaczyna się krótki, trwający często zaledwie kilkanaście minut, spektakularny laserowy show. Przez wąski otwór w stropie strzela do wnętrza strumień światła. Załamując się w najpierw w słodkiej, a następnie w słonej wodzie, tworzy rodzaj błękitnej błyskawicy. Widok to niezwykły. Zachwyceni są wszyscy bez wyjątku. Dwa tygodnie naszego pobytu w Meksyku minęły błyskawicznie. Czas powoli wracać do rzeczywistości.
Wrota do Xiabalby, czyli meksykańskie Cenoty Wrota do Xiabalby, czyli meksykańskie Cenoty

 

Nurkowaliśmy tu z Gosią i Jeffem. Oboje prowadzą bazę nurkową „Tulum Scuba”. Działają kompleksowo: odbierają z lotniska, pomagają znaleźć odpowiedni hotel, ale co najważniejsze, potrafią w wyważony i zupełnie naturalny sposób połączyć kameralną, żeby nie powiedzieć przyjacielską atmosferę, z bardzo profesjonalnym podejściem do nurkowania. Dla nas, Polaków, kontakt z nimi to znakomita i komfortowa wręcz sytuacja. Dzięki Gosi znika bariera językowa, zarówno podczas briefingów, jak i w sytuacjach choćby tak prozaicznych, jak zamawianie dań w restauracji. Jest ona takim dobrym duszkiem w rozmiarze xs. Pomaga, zapina, wymienia zgubione oringi, a jej cierpliwość jest wręcz anielsko przysłowiowa. Nurkowanie z nią to czysta przyjemność. Dla większości z nas nurkowania w Cenotach były doświadczeniem niezwykłym i wykraczającym daleko ponad to, z czym mieliśmy dotychczas do czynienia. Nieporównywalna z niczym innym przejrzystość wody, gra świateł, draperie stalaktytów, zwisające pod wodą korzenie drzew, siarkowodorowe chmury, czy wreszcie niezwykłe zjawisko halokliny to coś absolutnie wyjątkowego i jedynego w swoim rodzaju. Jedynym problemem pozostaje wciąż odpowiedź na pytanie, kiedy uda się tutaj powró- cić, aby móc kolejny raz doświadczyć lotów w stanie nieważkości, spod wody oglądać meksykańska dżunglę i zjeść przepyszne guacamole.
Grzegorz Zieliński
Zdjęcia: M. Kastelik, K. Odziomek, Tulum Scuba